Wszystko zaczęło się w listopadzie 2006 roku, kiedy kierowca karetki pogotowia, Kees Veldboer, przewoził nieuleczalnie chorego pacjenta, Mario Stefanutto. Emerytowany marynarz miał jedno wielkie marzenie – jeszcze raz znaleźć się nad wodą. Ku jego zaskoczeniu, kierowca obiecał, że tak właśnie się stanie.
„Jego oczy wypełniły łzy szczęścia.” – opowiada Veldboer – „Kiedy zapytałem, czy chciałby jeszcze kiedyś pożeglować, odpowiedział, że to niemożliwe, bo leży na noszach.”
W ten sposób narodziła się idea pogotowia spełniającego życzenia (Stichting Ambulance Wens/ Ambulance Wish Foundation).
Fundacja rozrosła się do grupy 230 wolontariuszy, 6 ambulansów i domu wypoczynkowego, spełniając do tej pory 7 tysięcy marzeń.
Organizacja pomaga średnio czterem osobom dziennie. Jedynym warunkiem jest możliwość przetransportowania chorych na noszach.
„Nasza najmłodsza pacjentka miała zaledwie 10 miesięcy i przebywała w hospicjum. Jej rodzice marzyli, by choć raz spędzić z nią chwilę we własnym domu.”
„Najstarsza pacjentka w wieku 101 lat zapragnęła odbyć swoją ostatnią konną przejażdżkę. Posadzenie jej na końskim grzbiecie wymagało znacznej pomocy, ale jej radość była tego warta.”
Holenderska fundacja uszczęśliwiła już wielu chorych ludzi.
Veldboer zdecydował się na rozpoczęcie podobnej inicjatywy także w Izraelu, Belgii, Niemczech i Szwecji.
„Zrozumiałem, że jeżeli podążasz za głosem swojego serca, ludzie zechcą cię w tym wesprzeć.”
„Jestem zwykłym Holendrem, który robi to, co lubi najbardziej, a moim hobby jest po prostu pomoc potrzebującym.”