14 osób opowiada, jak wyrwały się z piramid finansowych i MLM-ów

Marketing wielopoziomowy (MLM), zwany też network marketingiem, to kontrowersyjna strategia sprzedaży bezpośredniej, w której ludzie sprzedają produkty w ramach własnej sieci kontaktów. Struktura przypomina piramidę: na szczycie są nieliczni, którzy zarabiają najwięcej, podczas gdy większość znajdująca się niżej często nic nie zyskuje.

Piramidy finansowe są zwykle nielegalne, bo płacą za rekrutację kolejnych uczestników. MLM-y twierdzą, że różnią się od piramid — rzekomo wystarczy sprzedawać produkty, a nie rekrutować. W praktyce jednak bez rozbudowanej sieci sprzedaż niemal nie istnieje. Wiele osób angażuje się, nie zdając sobie sprawy z mechanizmów oszustwa i traci sporo pieniędzy. Na szczęście niektórzy udaje się wyrwać i opisać swoje doświadczenia.

Poniżej znajdziesz relacje byłych członków społeczności r/AskReddit, którzy podzielili się sygnałami ostrzegawczymi i sposobami, w jakie zerwali z MLM-em.

1

Moja rekrutująca chwaliła się, że zarobiła 400$ na imprezie, na której byłem. Później dowiedziałem się, że jej prowizja wynosiła tylko 25% z tej kwoty. Mówiono mi, że jeśli zdobędę pod sobą dwóch ludzi, będę zarabiać 400–500$ miesięcznie. Potem wymagania wzrosły do czterech osób. Skończyłem z 2000$ długu i niczym w zamian. Usunąłem wszystkich z kontaktów i zmieniłem numer telefonu.

Jako właściciel dwóch firm myślałem, że drobny dodatkowy projekt będzie prosty, ale jako prawdziwy przedsiębiorca nie byłem w stanie stosować toksycznych praktyk (cold messaging, natarczywe przypominanie o zamówieniach itp.). Kiedy odszedłem, pomogłem też dwóm osobom, które były pode mną, wyjść z tego i przeprosić, że ich w to wciągnąłem.

2

Moja mama kiedyś działała w Amway. Odeszła, gdy uświadomiła sobie, że każde nowe znajomości zaczynała z myślą o sprzedaży, a nie o zawiązywaniu relacji. To był dla niej przełom.

3

Nie dołączyłem do Amway i widziałem, jak znajomi wpadli w to na amen: po trzech latach sprzedali większość majątku, wrócili do matki męża i oboje zaczęli sięgać po używki, by podołać presji finansowej związanej z „biznesem”. Nadal wierzą, że „już za chwilę” będą milionerami — to frustrujące.

4

Znajoma sprzedaje Younique i rekrutuje agresywnie. Przełącza się między chwaleniem stylu „boss babe” a wystawianiem używanych rzeczy na eBay czy Facebook Marketplace za śmieszne kwoty. Ten dysonans był uderzający.

5

Dołączyłam do MLM z biżuterią jako dodatkowe zajęcie po przeprowadzce. Na początku czułam się pewniej, bo myślałam, że prowadzę własny biznes. Na papierze zarabiałam około 100$ na pokazie, ale koszty wysyłki i konieczność ciągłego dokupowania towaru pochłaniały zyski. W końcu chłopak wyjaśnił, że prawdziwy zarobek wynika z rekrutacji kolejnych „partnerów”. Nie chciałam tego robić — czułam się oszukana — więc przestałam tego samego dnia. Straciłam tylko około 30$, ale zostało mi mnóstwo biżuterii i materiałów do pakowania zalegających w domu.

6

MLM-y celowo polują na osoby najbardziej podatne: mamy zostające w domu po karierze, które doświadczają izolacji, utraty dochodu, poczucia niższej wartości czy wątpliwości co do własnych wyborów rodzicielskich. Obiecują szybkie pieniądze, społeczność i odbudowanie pewności siebie. To kuszące, ale obietnice te są najczęściej fałszywe i ukierunkowane właśnie na osoby w trudnym momencie życiowym.

Reklama

7

Znałam dziewczynę, która wpadła w Arbonne. Na mediach społecznościowych kreowała „idealne życie”, tymczasem ich karty kredytowe odrzucały płatności i chłopak dzwonił z stacji benzynowej, pytając, czy w domu jest gotówka na paliwo. To była przepaść między obrazem a rzeczywistością.

8

Kiedy sprzedawałam Younique, łatwo było odejść: nie zarabiałam, nie chciałam udawać, żeby sprzedawać produkty słabej jakości. Zorientowałam się, że za podobne pieniądze można kupić lepszy makijaż komercyjny, dlatego po prostu przestałam się w to angażować.

9

Mój znajomy dołączył do Herbalife. W garażu zebrało mu się mnóstwo przeterminowanych produktów, a większość znajomych przestała się z nim kontaktować, bo ciągle wszystkich nękał wiadomościami. Dla mnie było jasne, że to piramida i oszustwo.

10

W trakcie szkolenia mój uplinę instruował, że zawsze trzeba być „włączonym” i odpowiadać na pytanie „jak leci?” zawsze „Fantastycznie!”. To sztuczność sprawiała, że czułem się bardzo nieswojo. Wyszedłem stamtąd jak najszybciej.

11

Szwagierka namówiła mnie do sprzedaży produktów It Works! Miałam opory, ale pomyślałam, że dodatkowy dochód nie zaszkodzi. Przez pół roku byłam „sprzedawcą”, ale ciągle kazano mi dodawać wszystkie kobiety, które znałam, publikować 3–4 posty dziennie i wysyłać wiadomości do dziesiątek osób codziennie. Organizowali też wideoczat dwa razy w tygodniu, w którym powinnam była uczestniczyć, choć miałam normalną pracę. Byłam nieśmiała, słaba w sprzedaży i nie zarobiłam nic. Straciłam czas i pieniądze, ale przynajmniej zyskałam jedną nową znajomość.

12

Ludzie byli okropni pod pozorem bycia „dobrymi chrześcijanami”. Używali obraźliwych określeń wobec osób LGBT, wyśmiewali głuchą osobę na konferencji, a tłum się z tego śmiał. Było mnóstwo presji, żeby myśleć tylko o „biznesie”. Musiałam całkowicie przeciąć kontakty: przestałam odpowiadać na telefony, SMS-y i e-maile. Straciłam dużo pieniędzy, ale na szczęście mam cierpliwych przyjaciół i rodzinę, więc nie straciłam ich wsparcia. Nie marnujcie czasu na MLM — jeśli szukacie wspólnoty, lepiej dołączyć do klubu sportowego, dyskusyjnego, wolontariatu czy grupy parafialnej.

13

Dołączyłem do firmy sprzedającej wrapy — chyba łatwo zgadnąć jaką. Od razu kazali robić posty: zdjęcia przy dystrybutorze paliwa czy paragonów z podpisem „zobaczcie, co zapłacił(a) (nazwa firmy)!” Nawet jeśli nic się nie zarobiło — miało wyglądać na sukces. Pisano wzruszające historie (nawet kradzione od innych konsultantów) i tworzyło fałszyczne poczucie ograniczonej oferty, żeby ludzi pospieszyć z decyzją. To wszystko było nienaturalne i manipulacyjne.

14

Pracowałem jako konsultant telefoniczny dla Tahitian Noni (obecnie Morinda) w USA i Niemczech. To było koszmarne, gdy dzwonili ludzie z prośbą o anulowanie miesięcznej subskrypcji za 4 litry soku po 120$. Nie mogłem anulować bez faksu z podpisem tydzień wcześniej, chyba że klient twierdził „trudności finansowe”. W pewnym momencie dawałem ludziom gotowe formułki, które mieli powtarzać, żebym mógł im anulować zamówienie — czułem się jak współuczestnik oszustwa. Prawdziwe pieniądze zgarniali tylko pierwsi, którzy weszli do systemu, i założyciele, będący milionerami.

Reklama

Skomentuj
PRZEWIŃ W DÓŁ, ABY PRZECZYTAĆ NASTĘPNY ARTYKUŁ
Wyślij znajomemu